Recenzja filmu

Mecz życia (2014)
Katarina Launing
Maria Brzostyńska
Mia Helene Solberg Brekke
Victor Papadopoulos Jacobsen

Oswajanie śmierci

Druga połowa filmu to już w zasadzie dramat medyczny pełną gębą. Towarzyszymy Anji na oddziale onkologii, obserwujemy, jak – tryskająca zapałem i optymizmem – próbuje oswajać śmiertelną chorobę i
Wielka sztuka – opowiedzieć 10, 12-latkom jednocześnie o śmiertelnej chorobie i stereotypach, ale tak, żeby nie straszyć i nie nudzić. Zbudować jasny przekaz dydaktyczny, a przy tym odrzucić czerń i biel na rzecz przynajmniej kilku odcieni szarości. Niestety, "Mecz życia" tylko częściowo spełnia te założenia. Niektórzy w pozytywnym, równościowym przekazie filmu dostrzegą skandynawskie mydlenie oczu, które nijak się ma choćby do realiów polskiej szkoły. Państwo – reprezentowane przez nauczycieli i lekarzy – jest tutaj samym dobrem: rozkłada potężny parasol ochronny nad dziećmi, a jeśli już ktoś popełnia błędy, to są to raczej rodzice. Z drugiej strony pod płaszczykiem demokratycznej czytanki skrywa się konserwatywna bajka o romantycznej przyjaźni, którą dopiero choroba i cierpienie mogą wydobyć i umocnić.



Przy tym – paradoksalnie – u nas norweski film może zostać odebrany jako "promowanie ideologii gender". Rzeczywiście, na początku osią "Meczu życia" jest walka z uprzedzeniami płciowymi wśród dzieci, którą mocno wspiera szkolna instytucja. Anja – szkolna chłopczyca – najlepiej w klasie kopie piłkę i chciałaby przewodzić dziecięcej drużynie. To taka Pippi Langstrumpf naszych czasów – niezależna, wygadana, z siniakami na kolanach, ale również z różowym plecaczkiem i w różowej bluzie. Jej zapał do piłki budzi sprzeciw klasowej paczki chłopaków – przede wszystkim Jonasa: ten ocenia, że dziewczyny do nogi po prostu się nie nadają. Spór o równouprawnienie okazuje się jednak kolosem na glinianych nogach – zaczyna ciążyć ku ziemi, kiedy u Anji lekarze diagnozują ostrą postać białaczki. Na jaw wychodzi prawdziwe podłoże konfliktu: dziewczynce klasowy rozrabiaka – romantyczny "typ z problemami" – po prostu od początku się podobał. I z wzajemnością.

Druga połowa filmu to już w zasadzie dramat medyczny pełną gębą. Towarzyszymy Anji na oddziale onkologii, obserwujemy, jak – tryskająca zapałem i optymizmem – próbuje oswajać śmiertelną chorobę i obcą przestrzeń szpitala. W tych aspektach "Mecz życia" wypada najbardziej przekonująco – pokazuje, na jak wiele sposobów dziecięce otoczenie może radzić sobie z cierpieniem i perspektywą śmierci. Dobrze też, że twórcy filmu unikają metody grubej kreski – rysując małych bohaterów odchodzą od stereotypów, które często prowadzą do przedstawiania "klasowych gnębicieli" i "klasowych ofiar" jako "złych" lub "dobrych z natury". W tym przypadku skandynawskie przywiązanie do idei równościowych sprawdziło się znakomicie, bo pozwoliło na zbudowanie zniuansowanych psychologicznie portretów, jak w przypadku głównego – obok białaczki – antagonisty Jonasa. Mam tylko wątpliwości, czy emocjonalna tonacja filmu nie będzie dla dzieci zbyt trudna do udźwignięcia. Zwłaszcza że w pewnym momencie robi się naprawdę minorowo, a miejsca i czasu na odreagowanie jest niewiele, raptem kilka ostatnich minut. Zarzutu jednak z tego czynił nie będę i przyznam bez bicia – już dawno żaden film mnie tak nie wzruszył. Dlatego – mimo wkurzenia dezercją z krainy "genderów" – "Mecz życia" w kategorii "obraz dla (dużych) dzieci" dostaje ode mnie siódemkę. Z małym minusem.
1 10
Moja ocena:
7
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones